Czas powrócić do lektury o tym Domu, o którym mówił Jezus. O Nowej Ziemi.
Najbardziej znany fragment na ten temat znajduje się chyba w Apokalipsie, w dwóch ostatnich rozdziałach Biblii. Apokalipsa, rozdział 21:
Potem ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły i morza już nie ma (w. 1 BP). - To, że niebo przeminęło, już wiem. Zwinie się z hukiem. Natomiast to, że nie będzie już morza, wcale mnie nie cieszy. Lubię morze, lubię wodę. Lubię pływać, lubię siedzieć nad wodą, lubię oglądać programy o świecie podwodnym - jest taki spokojny. Marzę o tym, żeby wsiąść na żaglówkę i móc pływać do woli. A gdy morza nie będzie, to co - wsiądę na deskorolkę z przyczepionym żaglem?...
I widziałem miasto święte, nowe Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, przygotowane jak przyozdobiona oblubienica dla męża swego (w. 2 BW). - Nowe miasto, niech będzie. Powiedzmy, że taki "następca" raju Adama i Ewy.
I usłyszałem donośny głos z tronu mówiący: Oto przybytek Boga między ludźmi! I będzie mieszkał z nimi, a oni będą ludem jego, a sam Bóg będzie z nimi (w. 3). - Jak w raju - Bóg będzie się przechadzał alejkami, będzie nagabywał, będzie żył razem z nami. Nie gdzieś ponad, nie tak, że czasem trzeba naprawdę wysilić swoją wiarę, by nadal w to wierzyć, ale będzie go widać naocznie. Jego istnienie będzie tak samo oczywiste, jak istnienie mojego sąsiada. Zawsze będzie można do niego pójść na kawę (na soczek??), pogadać, poradzić się, razem wyskoczyć na ryby. Tia... Nie po to, by je łowić, ale by sobie na nie popatrzeć. Może porobić im jakieś fajne zdjęcia.
I otrze Bóg wszelką łzę z ich oczu, i śmierci już nie będzie ani smutku, ani krzyku, ani bólu nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły (w. 4 BGU). - Każdy ból jest spowodowany tym, że ktoś coś źle zrobił. Ktoś nie był dokładny, źle zamontował jakąś część w samochodzie, lub konstruktor nie pomyślał do końca i źle coś zaprojektował, albo zaprojektował dobrze, ale księgowy powiedział, że coś takiego w produkcji seryjnej będzie za drogie. I potem zonk. Wypadek. Ból. Ból psychiczny - "dlaczego właśnie ja?...". Skoki z pomostu na główkę do nieznanej wody, całe życie na wózku inwalidzkim - "dlaczego ja?"... Bo Bóg uczy szacunku do siebie: "miłuj bliźniego swego jak siebie samego" - jeśli ktoś ceni swoją osobę, zna swoją wartość, to z szacunku do siebie nie będzie ryzykował utraty pełnosprawności w głupi sposób.
To więc, że ktoś nie był dokładny, coś zaniedbał - jest w jakiś sposób przestąpieniem prawa. Bo taki konstruktor/monter pomyślał o sobie, o swojej wygodzie, że czegoś tam nie będzie musiał robić. Ale nie pomyślał o innych osobach, które z tego urządzenia będą korzystać. "Miłuj bliźniego swego..." oznacza również troskę o kogoś innego. Nawet tego nieznanego.
Mieszkam teraz w Norwegii. Jest to zupełnie inny kraj. Zupełnie inna mentalność ludzi, zupełnie inne priorytety. W Polsce priorytetem jest - niestety - przeżyć. Zrobić wszystko, bo przeżyć do pierwszego. Uczciwie czy nie - byle przeżyć. Wielu posuwa się do tego, że aby przeżyć, nie wystarczą im normalne rzeczy do użytku codziennego. Po co mieć normalny samochód, na miarę potrzeb, skoro można jeździć wypasionym SUVem? Po co mieć dom 5-pokojowy dla 4-osobowej rodziny, skoro można mieć wypasiony pałac w Konstancinie Jeziornej?
Tymczasem Skandynawowie nastawieni są właśnie na współżycie społeczne. Przepisy prawne, które poznałem do tej pory, skonstruowane są w taki sposób, by uczynić życie lżejszym, bezpieczniejszym. Bardziej sensownym. Norwegia jest jednym z nielicznych krajów na świecie, gdzie pieszy - zgodnie z kodeksem prawnym - może przechodzić przez jezdnię na czerwonym świetle. Pod warunkiem, że nie będzie przeszkodą dla kierującego pojazdem lub nie stworzy innego zagrożenia. Jeździ się tu powoli - bo jest górzyście, pełno jest zakrętów, a i warunki atmosferyczne często są takie, że trzeba uważać. Jest więc bezpieczniej. Na kursach na prawo jazdy podobno (bo wiem o tym tylko ze słyszenia) największy nacisk podczas nauki kursantów kładzie się na współżycie na drodze - jak jeździć, myśląc "bezpiecznie" o wszystkim, co się dzieje wokół. Jak ułatwić życie komuś, kto ma akurat trudny wyjazd z podporządkowanej (bo idzie np. z dołu, pod potężnym nachyleniem). W Polsce funkcjonuje to na podobnej zasadzie, jednak z innych pobudek, jako zasada ograniczonego zaufania. Czyli: rozglądaj się dookoła, bo nigdy nie wiesz, co komu do głowy wpadnie...
Nie chodzi tu teraz o to, który kraj jest lepszy, czy który system jest lepszy. Chodzi o to, że zobaczyłem tutaj, jak działa społeczeństwo, które jest
wychowane w duchu wzajemnej troski o siebie. Zupełnie jak jedna, wielka
rodzina.
Nie wnikam więc teraz w to, dlaczego tak się dzieje - bo to jest oczywiste. Ktoś może stwierdzić - tak, tam ludzie są bogaci, mogą sobie na to pozwolić... A może ten argument wcale nie jest przyczyną, ale skutkiem? Może Kraje Europy Zachodniej są bogatsze nie dlatego, że są spokojniejsze (w sensie podejścia do drugiego człowieka), ale właśnie dlatego lepiej im się wiedzie, bo ludzie lepiej się do siebie odnoszą? Może jest to w jakiś sposób powiązane właśnie z błogosławieństwem Boga? Z tym, że ponieważ tam o wiele częściej można dostrzec oznaki kierowania się przykazaniem "miłuj bliźniego swego...", to Bóg bardziej/częściej im błogosławi? Częściej sprzyja w ekonomicznych przedsięwzięciach? Przecież to właśnie w XVI/XVII wieku, gdy Europa Zachodnia spowita była mrokiem nietolerancji, gdy miejsce miały reformacje religijne, podczas których zagorzali zwolennicy starych zasad zabijali tych, którzy dostrzegali, że można zmienić coś w swoim życiu, by żyło się lepiej - właśnie wtedy Polska, znana w tamtych czasach ze swojej tolerancji etnicznej i religijnej - była potęgą europejską. Podczas gdy we Francji ścinano głowy myślącym inaczej, w Niemczech nastąpił wielki rozgardiasz w wyniku zapędzenia się ludności w fanatyzm reformacyjny, wskutek czego pseudo-już-reformatorzy sami stali się nietolerancyjni - właśnie wtedy w Polsce schronienie znajdowali prześladowani protestanci. W sejmie wielu posłów było kalwinistami. W społeczeństwie ogromny odsetek stanowili Żydzi. Wtedy właśnie Polska się rozwijała i wsławiła się wieloma wybitnościami, takimi jak np. husaria. Dopiero potem, od "liberum veto" i zrywania obrad sejmowych, od rozbiorów i obu wojen - wszystko się "rypło".
[dalej]
[do początku]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz