A był w Kafarnaum pewien dworzanin królewski, którego syn
chorował. Ten, usłyszawszy, że Jezus przyszedł z Judei do Galilei, udał
się do niego i prosił go, aby przyszedł i uzdrowił jego syna, gdyż był
umierający. I powiedział do niego Jezus: Jeśli nie ujrzycie znaków i
cudów, nie uwierzycie. Dworzanin królewski powiedział do niego: Panie,
przyjdź, zanim umrze moje dziecko. Jezus mu powiedział: Idź, twój syn
żyje. I uwierzył ten człowiek słowu, które powiedział mu Jezus, i
poszedł. A gdy już szedł, jego słudzy wyszli mu naprzeciw i oznajmili:
Twoje dziecko żyje. Wtedy zapytał ich o godzinę, w której poczuło się
lepiej. I odpowiedzieli mu: Wczoraj o godzinie siódmej opuściła go
gorączka. Wówczas ojciec poznał, że to była ta godzina, w której Jezus
powiedział do niego: Twój syn żyje. I uwierzył on sam i cały jego dom.
Jan 4,46-53 BGU
Zawsze
zastanawiałem się, dlaczego ten dworzanin uwierzył dwa razy. Pierwszy
raz zaraz po rozmowie z Jezusem, a drugi raz, gdy przyszedł do domu.
Przestał wierzyć po drodze, czy jak?
Wikipedia*
utożsamia tego dworzanina z setnikiem z Ew. Mat. 8,5-13 i Łuk. 7,1-10.
Czy to faktycznie chodziło o tę samą osobę - jest Kafarnaum, jest syn
(lub podwładny w wersji z Łuk.), jest osobiste przyjście do Jezusa (lub
przysłanie przyjaciół w wersji z Łuk.), jest ustąpienie choroby
dokładnie o tej samej godzinie, o której miała miejsce rozmowa. Fakt,
jest duża rozbieżność między byciem dworzaninem królewskim z chorym
synem a dowódcą wojskowym z chorym podwładnym. Choć z drugiej strony,
mógł być jednym i drugim. Mógł być dworzaninem u wnuka Heroda Wielkiego,
króla Heroda Agrypy I, pod którego jurysdykcją było Kafarnaum. Mógł być
na tyle bogaty, by posiadać służbę, a nawet zbudować miejscowej
ludności (czyli Żydom) synagogę (zob. Łuk. 7,5), a jednocześnie służyć
jako dowódca w rzymskim wojsku.
Jak z kolei wytłumaczyć
różnicę między sługą setnika (Mat., Łuk.) a synem dworzanina (Jan)?
Łukasz pisze, że ten sługa był "bardzo ceniony (Łuk. 7,2). Mógł być syn
również żołnierzem. Łukasz w 7,7 podaje, że był to chłopiec (gr. pais).
Takie samo słowo zostało również użyte przez Mateusza, gdy napisał po
grecku proroctwo Izajasza: Żeby się wypełniło, co zostało powiedziane przez proroka Izajasza, który powiedział: Oto mój sługa,
którego wybrałem, mój umiłowany, w którym moja dusza ma upodobanie.
Złożę na nim mojego Ducha, a on ogłosi sąd narodom. Nie będzie się
spierał ani krzyczał i nikt nie usłyszy na ulicach jego głosu. Trzciny
nadłamanej nie dołamie, a knota tlącego się nie zagasi, dopóki nie
doprowadzi sądu do zwycięstwa. A w jego imieniu narody będą pokładać
nadzieję (Mat. 12,18-21). W podkreślonym miejscu w greckim tekście
użyte jest słowo "pais". Czyli owszem, może i sługa, ale ten najbardziej
umiłowany, jak syn przez ojca.
Nawiasem - szukając
informacji natknąłem się na pewien artykuł na pewnym portalu, którego
nazwy tu nie zareklamuję, a ten akapit piszę tylko dla tych, którzy w
przyszłości może natkną się na ten blog - i będą sami wiedzieć, o co
chodzi. W historii setnika/dworzanina i jego sługi/syna autor owego
artykułu doszukał się tam czegoś, czego nie ma. Dlaczego tak twierdzę?
Otóż właśnie z powodu, który podałem jeden akapit wyżej. Ponieważ
"paisem" został nazwany Jezus - na którego wskazywało proroctwo Izajasza
- nie ukrywa się w tej historii nic więcej niż to, co zostało tam
faktycznie napisane. A owa "niegodność" setnika, stawiana jako kolejny
dowód na teorię z tamtego portalu, również mija się z celem - można czuć
się niegodnym bliskości Boga z rozmaitych powodów. Np. takiego, że
dobrze się wiedziało, że Jezus głosił wówczas swoje nauki przede
wszystkim dla Żydów, a on Żydem nie był. W 90% uważam więc teorię tam podaną za nieprawdziwą. Pozostałe 10% dowodzi jedynie tego, że Jezus nie potępiał takich ludzi - podobnie jak nie potępił kobiety z Jan 8,7-11. Nie przeczy to jednak ogólnemu stanowisku stanowiska Biblii na temat tego zjawiska.
Wracając do tematu -
tamte dwa fragmenty nie wprowadzają raczej niczego nowego w temat, który mnie
interesuje. Może poza tym, że setnik (żołnierz rzymski, dowódca
oddziału) powiedział do Jezusa: Panie, nie jestem godny, abyś wszedł
pod mój dach, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa będzie uzdrowiony. Bo
i ja jestem człowiekiem podległym władzy i mam pod sobą żołnierzy.
Mówię jednemu: Idź, a idzie; a drugiemu: Chodź tu, a przychodzi; a memu
słudze: Zrób to, a robi. (Mat. 8,8-9 BGU). Jezus wówczas się
zdziwił, że ktoś może wierzyć, że Jego słowo ma aż taką moc. tym
bardziej spoza Izraela. Musiał ów żołnierz wierzyć, że Jezus ma taką moc
nad chorobą, że wystarczy tylko, żeby rozkazał jej, jak dowódca
żołnierzowi, a choroba się wyniesie.
To by więc mogło
tłumaczyć owo "podwójne uwierzenie". Najwidoczniej pierwszy raz uwierzył
- lub już wierzył, jeśli podeprzeć się historiami z pozostałych dwóch
sprawozdawców - że na słowo Jezusa choroba mogła ustąpić. Jak żołnierz
wychodzący z szeregu na rozkaz dowódcy. Zwłaszcza w armii rzymskiej,
znanej z żelaznej dyscypliny. A drugi raz uwierzył po powrocie, gdy
przekonał się, że choroba ustąpiła dokładnie w czasie rozmowy. Tyle że o
ile pierwszy raz wierzył w moc słów Jezusa, o tyle drugi raz,
zobaczywszy to na własne oczy, musiał uwierzyć w coś więcej - dokładnie w
to, o co Jezusowi chodziło. W Państwo Boga, o którym Jezus opowiadał, które było celem jego wędrówek, uzdrowień etc.
Ale, szczerze powiedziawszy, czuję jeszcze pewien niedosyt informacji. Być może powrócę do tego tematu.
* - http://pl.wikipedia.org/wiki/Cuda_Jezusa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz