Ciekawostka. To, co napisałem tutaj (Nowa Ziemia, cz. 7) i tutaj (Opowieść Janka, cz. 6.3) jakby się uzupełniało. Jezus zwraca uwagę ludziom przybyłym za nim, że szukali go nie dlatego, że w uwierzyli w Niego, ale dlatego, że dostali darmowe jedzenie. A dalej, jakby kpina... Mimo tego, na co Jezus zwrócił im uwagę, ludzie nadal obstawali przy swoim: "Panie, dawaj nam zawsze tego chleba!"
Kawałek dalej jest napisane, że od tego czasu wielu z tych, co chodzili za Jezusem, zawróciło i więcej z Nim nie chodziło (Jan 6,66; będzie też w Opowieści Janka, cz. 6.4). Skąd ja to znam?
Więc motywacja jest ważna. Motywacja do bycia z Bogiem. Niewłaściwa motywacja może spowodować, że gdy zabraknie motywującego bodźca, cała ideologia się rozpadnie.
Pamiętam dobrze ten moment, gdy powiedziałem w modlitwie: "Wybacz Boże, ale ponieważ mi nie pomagasz wyjść na prostą, muszę postawić pracę na pierwszym miejscu. Przed Tobą". Potem było już z górki. Nie w sensie, że łatwiej. W sensie - z każdym kolejnym rokiem staczałem się coraz bardziej w dół. Może nie stałem się alkoholikiem, ale za to bardzo uwypukliły się negatywne cechy mojego charakteru. Takie, przy których bycie alkoholikiem to pikuś. Doprowadziło to do katastrofy. Podobnie jak podejmowanie pewnych decyzji, mimo braku przekonania do nich - również doprowadziło to do pewnej katastrofy. I - co gorsza - nie tylko w moim życiu. Ucierpieli na tym głównie ludzie z mojego otoczenia. Jedni mniej, inni więcej, ktoś najwięcej.
A co najgorsze - postawienie pracy na pierwszym miejscu wcale nie pomogło mi wyjść na prostą. Wręcz przeciwnie. I tu kłaniają się przypowieści Jezusa o zbudowaniu domu na odpowiednim fundamencie (będzie o tym później) i fragment jednego z Psalmów: "Póki Pan domu nie zbuduje, próżno trudzą się budowniczowie"...
Teraz staram się poskładać wszystko do kupy. Nie jest to takie ot, pstryknięcie palcem. To cofnięcie się w rozwoju osobistym o dobrych kilka lat. Z ludźmi, którzy ucierpieli na kontakcie ze mną udaje mi się utrzymać kontakt. Nie ze wszystkimi.
Człowiek podczas dnia musi jeść i pić. Podstawowe produkty - chleb i woda. Jezus mówi, że kto będzie spożywał Jego chleb i pił Jego wodę, będzie syty. Wewnętrznie. Nie będzie czuł jakiejś dziwnej pustki, nie będzie czuł, że czegoś w jego życiu ciągle brakuje. (O co chodzi z tym spożywaniem - jeszcze napiszę). To jak przychodzenie do wiecznego źródła, gdzie chleb nigdy się nie kończy (notabene - jak ten chleb w rękach Jezusa podczas rozdzielania go pomiędzy tych kilka tysięcy osób), a wypicie wody powoduje zaspokojenie pragnienia (Jan, rozdz. 4). Nie jak wypicie pepsi, gdy człowiek pije wciąż więcej i więcej, bo słodkie. Ta woda nie smakuje jak ta pepsi, nie jest słodka, nie ma bąbelków, nie jest frykasem. Czasem gorzko ją przełknąć, gdy podczas takiego ciągłego poznawania Boga człowiek uświadamia sobie pewne rzeczy, które mają miejsce w jego życiu...
W trakcie pisania tego bloga uświadomiłem sobie, co jest najważniejsze w byciu razem z Bogiem. Na czym polega wiara w Boga. Czy też raczej - wiara Bogu. Bo wierzyć w istnienie Boga to jedno, a uwierzyć Bogu na słowo - to zupełnie coś innego. Ale to wiedziałem zawsze. Teraz chodzi raczej o te wnioski, do których dochodziłem, począwszy od kazania o tym, jak Bóg poświęcił swoje dziecko (największy dar od Boga: cz. 1 i cz. 2), aż do uświadomienia sobie kwintesencji nauki Jezusa (o cokolwiek się troszczycie, szukajcie najpierw Państwa Boga - początek serii Nowa Ziemia).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz