wtorek, 26 listopada 2013

Żeby zacząć widzieć

W jakiś sposób historia z uleczeniem niewidomego i metafora o pasterzu i owcach łączą się ze sobą. Żydzi byli przekonani, że to oni byli tymi, którzy mieli prawo nauczać o Bogu i o Jego prawie. Tymczasem Jezus nazwał ich totalnie ślepymi - bo wiele fragmentów Pisma, napisanych kilkaset lat wcześniej, wskazywało na to, że przyjdzie ktoś, kto odkupi błąd Adama. Były to historie, które przemawiały swoją symboliką - jak ofiarowanie przez Abrahama życia swojego syna i ostateczne uśmiercenie zbłąkanego baranka zamiast niego lub to, że Adam i Ewa nie umarli bezpośrednio po spożyciu owego owocu z zakazanego drzewa, lecz zamiast nich uśmiercone zostały inne stworzenia (jest napisane, że przy wygnaniu z raju Bóg dał im okrycie ze skór - skądś się one musiały wziąć, skoro wcześniej w raju nie było żadnej śmierci - ktoś umarł zamiast nich); były to też różnorakie proroctwa - czyli teksty napisane przez historycznych twórców (w sencie: historycznych już w czasach Jezusa), które niemal dosłownie lub bardziej symbolicznie opisywały kogoś, kto przyjdzie, by "odkupić Izraela" - czyli oczyścić go. I o ile początkowo wszystko to dotyczyło faktycznie tylko Izraela - czyli naród wierzący w Tego Boga, o tyle później dotyczy to już wszystkich innych, bez względu na narodowość. I Jezus o tym wiedział - wspomniał o tym innym stadzie, które z pierwszym stanie się jednością.

Tymczasem ci, którzy mieli nauczać o Bogu, faktycznie stali się ogranicznikiem wiedzy o Nim, skupiając się głównie na ceremoniałach i prawach wynikających z "Komentarza do Pism" i "Komentarza do Komentarza do Pism". Patrzyli na źródło wiedzy o Nim, a Go nie widzieli. To tak, jakby wyrobić sobie opinię o kimś na podstawie tego, "co ludzie mówią" (komentarzy), zamiast poznać go osobiście (źródło). Mimo że codziennie się go widuje.

Zresztą i dziś nie brzmi to obco - można spotkać wielu ludzi, którzy uzurpują sobie prawo bycia pośrednikiem między człowiekiem a Bogiem, a tak naprawdę oni sami opierają się na komentarzach starożytnych filozofów i próbują łączyć je ze zwyczajami wyglądacymi jak te pochodzące od Jezusa, zarazem kombinując tak, żeby wszystko to pasowało do zwyczajów pochodzących z tradycji.

Dlatego dla mnie więc te dwie historie łączą się w jedno. Bo Jezus wskazywał na siebie jako przeciwieństwo tych, którzy zagubili sens pierwotnych zaleceń Boga. I zamiast trzymać się sztywnego prawa narzuconego przez "Komentarz do Komentarza do Pisma", pokazywał prawdziwy cel tego, co zostało w Piśmie napisane. Wskazywał na siebie jako przeciwieństwo tych, którzy mimo odpowiedniego wykształcenia - wypaczali wiedzę źródłową, posługując się głównie komentarzami.

Przykładem jest choćby ten sabat, o który kapłani żydowscy wciąż mieli żal do Jezusa. Wg prawa, które oni nauczali, w sabat (dzień odpoczynku, coś jak współczesna niedziela, tylko bardziej) nie wolno było pracować, zmęczyć się, a nawet iść zbyt daleko - by uniknąć zmęczenia się... A tu wyskakuje z tłumu prostych, niewykształconych ludzi ktoś, kto w sabat nagle ulecza chorego jednego i drugiego, a któremuś nawet każe podnieść ze sobą swoje łoże i iść. Co za zgroza! Przecież to grozi zmęczeniem, a to jest oczywiste łamanie prawa dotyczącego przestrzegania sabatu!

Nawet, gdy Jezus wskazał im niekonsekwencje w ich sposobie myślenia - "więc jak to jest, że bulwersuje was fakt, że chory człowiek stał się w zdrowy właśnie w ten dzień, a sami przecież w ten właśnie dzień obrzezujecie?" Dla zobrazowania: to tak, jakby dzisiaj kościół miał zabraniać ślubów w niedziele, bo przecież w niedziele "wypada" odpoczywać, a nie wkładać masę wysiłku w dekoracje, obsługę gości etc.

Jest jeszcze jedna dobra wiadomość. Jeśli już ktoś jest w tym stadzie i widzi, że "najemnik" - tymczasowy opiekun stada - przymyka oczy na to, że od czasu do czasu z obrzeża stada zniknie jakaś owca, lub totalnie nie dba o to, by owce zawsze miały dobrą trawę do jedzenia, ale czasem jedzą już jakąś starą, pożółkłą, może nawet z jakimiś zeszłorocznymi liśćmi - jest jeszcze Ten, który jest faktycznym właścicielem stada. I to On, nie jakiś tymczasowy najemnik, jest właściwym pasterzem, który prowadzi tam, gdzie trzeba i dba tak, jak trzeba. Rozbierając tę przenośnię - nawet jeśli coś wygląda tak, że ktoś dba o podopiecznych, a powoduje tylko uczucie niesmaku, to jest Ten, który naprawdę to robi, naprawdę dba o swoich podopiecznych. Trzeba tylko uwierzyć, że to nie jest żadna fikcja, jakaś abstrakcja, lecz faktyczna rzeczywistość.

Jednym słowem - żeby zacząć widzieć, trzeba patrzeć na źródło, nie na błotko wokół źródła.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz